wtorek, 31 marca 2015

Moja historia


Jestem Angelika, ale możecie mówić do mnie Endżi. Nikt inny tak do mnie nie mówił, dopóki nie poszłam do pracy, w sumie mojej trzeciej pracy w życiu (było to prawie dwa lata temu). I wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że zostałam Endżi z inicjatywy znienawidzonego ex przełożonego, którego nie trawię, bo dosyć często naśmiewa/ł się z tego, jak wyglądam. Wszyscy to podłapali i tak oto zostałam Endżi. Ale mniejsza o to.

Mam już 24 lata (nie często przyznaję się do swojego wieku). 163 cm wzrostu. Od 9 dni ważę 46 kg (choć sprzed tego okresu ważyłam 44,4 kg). Z racji tego, że kilka dni stosuję dietę na masę, mogę pochwalić się już takim progresem. Jestem z siebie dumna! Choć wiem, że jak ominę jeden posiłek albo chociażby przestanę regularnie się odżywiać – moja waga wróci. A tego nie chcę.

Od zawsze mam niedowagę. Zaznaczam już od razu, że nie jestem na nic chora, badania mam zrobione, nie choruję na anoreksję, a moja niska waga związana jest z tym, jak mniemam, że moja mama w trakcie mojego życia płodowego, miała anemię, tym samym urodziłam się z niską wagą urodzeniową (2100), odkąd pamiętam miałam niedowagę i byłam monitorowana pod tym względem do dnia dzisiejszego. I pewnie będzie już tak całe życie. Oczywiście mogę się mylić, a anemia u kobiety w ciąży nie powoduje wcale tego, że dziecko rodzi się mniejsze i chudsze. To są tylko moje przypuszczenia po analitycznym wywiadzie, jaki przeprowadziłam mojej mamie :) W moje rodzinie nigdy nie było problemu otyłości, chyba że brzusznej od piwa xD Moi rodzice są szczupli, dziadkowie tak samo, a więc tutaj podziałały również geny. Świetnie ujęła to moja poprzednia dietetyczka, do której chodziłam. Powiedziała, że ja nie mam swojej tkanki tłuszczowej, tak jak inni normalnie wyglądający ludzie, tylko ja na tę tkanką tłuszczową muszę zapracować. Przykre, ale niestety prawdziwe. Ech.

Od zawsze słyszałam kąśliwe uwagi dotyczące mojego wyglądu, przykłady podawałam w pierwszej notce, nie będę ich przytaczać, bo jak pomyślę o niektórych sytuacjach to troszkę chce mi się płakać.. no może nie płakać, bo w sumie jestem już do tego przyzwyczajona, ale jest mi przykro. Dorastałam i dojrzewałam w poczuciu beznadziejności, że nie tak powinnam wyglądać, że nie spełniam wymagań i upodobań innych ludzi, przez co kompletnie zamknęłam się w sobie z moimi kompleksami, bo wydawało mi się i chyba dalej wydaje, że jestem wybrykiem natury. W ostateczności byłam pewnego rodzaju marionetką w rękach społeczeństwa, które dyktowało mi warunki, na jakich powinnam żyć. Czasem już nawet nie wiedziałam, czy mówię coś, bo ja tak czuję, czy po prostu mówię to, co chcą usłyszeć ludzie. Poradziłam sobie z tym i stałam się buntowniczką: do dziś robię ludziom na przekór, sprawia mi to wiele radości, choć wiem, że nieraz ranię tym bliskie mi osoby. Ale cóż się dziwić, skoro od dziecka słyszę ciągle uwagi dotyczące mojego wyglądu, wpajane są mi wizje społeczeństwa na temat tego, jak powinnam wyglądać, że sama w to uwierzyłam. Dziś jestem już do tego przyzwyczajona, nie zwracam uwagi na to, jak ktoś mi powie, że mam przytyć. Olewam to, ale kiedy byłam młodsza wyglądało to zupełnie inaczej. Gorzej. Najgorzej! Inna bajka jak ktoś chamsko komentuje moją szczupłość. Wtedy ponownie tracę moją wiarę w siebie, chowam się, jak żółw, do skorupy i siedzę tam, póki zdam sobie sprawę, że tacy ludzie są kompletnymi debilami i gówno obchodzi mnie ich zdanie. No tak, ale ślad w psychice zostaje. Na zawsze.

Jedno wiem, że chcę przytyć nie tylko ze względu na to, jak toczyło się moje życie będąc dzieckiem, później nastolatką i teraz kiedy jestem dorosłą kobietą, ale dlatego, że ja faktycznie mam niedowagę i pojawiły się tego skutki. Nie miesiączkuje samoistnie, okres wywołują mi tabletki, boje się, że przez to w przyszłości mogę być bezpłodna; mam niską zawartość witaminy D3, mogę mieć w przyszłości osteoporozę, a potem sprawdzą się przepowiednie ludzi, ze się połamię xD; Jestem blada, przez co uważana jestem za osobę chorą.

Wciąż naiwnie wierzę w to, że jak przytyję, to pójdzie mi to wszystko w cycki i dupę, a nie jak do tej pory w brzuch! Smuteczek! :( Wierzę w to, że jak przytyję to jakiś fajny facet mnie zechce, bo jak powszechnie wiadomo mężczyźni lecą na krągłości. Wierzę w to, że jak przytyję ludzie przestaną mnie wiecznie obserwować, a ja przestanę myśleć o tym, co oni myślą o mnie, patrząc na mnie. Wierzę, że jak przytyję będę mogła normalnie bez wstydu i krępacji iść na plażę, poopalać się w stroju kąpielowym, wykąpać się w morzu! Tak dawno tego nie robiłam! Wierzę w to, że jak przytyję, ubrania nie będą na mnie wisieć, a staniki odstawać. Wierzę, że jak przytyje przestanę przepraszać za to, że żyję, będę cieszyć się wolnością i nową sobą, aż w końcu będę szczęśliwym człowiekiem.. i mimo, że powyższe słowa i moje wyobrażenia mogą odbiegać od rzeczywistości, to jakoś mało mnie to obchodzi i TAK! CHCĘ PRZYTYĆ!

 
Wiem jednak, że długa droga do szczęścia...
 
 
                           ... ale co mnie nie zabije, to uczyni mnie silniejszą jutro.



W następnej notce opiszę swoje diety, które stosowałam.
I mam nadzieję, że ten blog wyjdzie kiedyś na światło dzienne. :)
 

poniedziałek, 30 marca 2015

Na początek..

Taka tam moja mała terapia. Blog prowadzony z myślą o osobach, takich jak ja - chudych - choć nienawidzę tego określenia. Bo nazwać kogoś chudym, to tak samo, jak powiedzieć wprost osobie otyłej, że jest gruba.
 
 
O co w ogóle chodzi?
 
 
"Boże! Jaka Ty jesteś chuda", "Ty coś w ogóle jesz!?", "bo zaraz znikniesz" (albo gorzej), "bo się połamiesz!", "przytyj w końcu!"
 
"Anorektyczka", "szkieletor" "kościotrup", "wieszak", "zero kobiecości", "drewno", "deska"
 
 
Właśnie o to!
 
 
Zawsze raziło mnie to, jak osoby, które są bardziej masywniejsze (żeby nie napisać wprost), wypowiadają się na temat osób drobniejszych. Szczupłym osobom można wytknąć powyższe określenia, komentować i oceniać ich szczupły wygląd, bo przecież są... "taaakie chuuude". Nie przebierają w słowach, nie patrzą na uczucia, nie zdają sobie sprawy, że ranią, nie pojmują wiele rzeczy, bo nie są w Naszej skórze, tak jak My nigdy nie będziemy w skórze osób od Nas większych :) Tylko, że różnica polega na tym, że My nie wytykamy takim ludziom wyglądu, bo przecież... nie wypada.
Kiedy w końcu ludzie zrozumieją, że szczupłość nie wynika jedynie z radykalnych diet, czy nawet z anoreksji, bulimii i innych zaburzeń odżywiania!? Że na świecie istnieją osoby, którym źle jest we własnym ciele, nie dlatego, że mają więcej kilogramów, ale że ich brakuje, że odpowiedzialne są za to choroby, związane z tarczycą, przemianą materii, natura, geny. Że MY też czujemy, kiedy mówi się do nas np. "Ty chudzielcu"!
 
Dwa określenia: "szkieletor" i "szafa trzydrzwiowa".
Tak samo bardzo ranią, tak samo bardzo są nie na miejscu i tak samo bardzo są w pewien sposób obraźliwe dla jednej i drugiej strony. Tylko, że różnica polega na tym, że to pierwsze określenie słyszy się częściej, bo jest na to, już od dawien dawna, przyzwolenie. Bo tak powinno być. Zakorzenione z pokolenia na pokolenie, schematyczne myślenie, nie pozwalające wyjść na przeciw regułom i zasadom, panującym na tym świecie. A może to po prostu rekompensata ludzi zakompleksionych i niezadowolonych ze swojego wyglądu, bo przecież jakaś równowaga musi być.
 
 
 
Chcę być głosem wszystkich tych, którzy czują to samo co ja, którzy tak samo jak ja, ześwirowali kompletnie na punkcie swojego wyglądu, w sensie negatywnym oczywiście, którzy walczą nie tylko z niedowagą, ale z komentarzami, jakie szerzą się w społeczeństwie. Chcę by ludzie zrozumieli, że anoreksji nie można tak traktować trywialnie, że to nie zabawa, nie przelewki i nie można wytykać wszystkim osobom szczupłym i tym, którym wystają kości (nie z ich winy przecież), że są anorektykami! Bo anoreksja to choroba, na którą niestety się umiera. I to coraz częściej. Jakim trzeba być (sorry) debilem, żeby tak bardzo szarżować tym słowem!
 
 
 
Kto uważa, tak jak ja, kto czuje tak jak ja, kto chce to zmienić razem ze mną - Zapraszam! Twórzmy tę wspólnotę razem! Nie dajmy się zjeść małym, zakompleksionym, patrzącym schematycznie na świat i życie, ludziom.